Moja majowa kolejowo - rowerowa wyprawa do Góry Kalwarii jest przykładem typowej jazdy bez trzymanki, cokolwiek by to miało znaczyć. Plan był jasno sprecyzowany, ale od początku wszystko szło nie tak.
Planowałem pojechać koleją do Czachówka Południowego, a potem wzdłuż torów "esełki" do Góry Kalwarii, a potem przez most (przez który ... to miało okazać się na miejscu) do Otwocka. Z Otwocka do Witolina albo rowerem, albo koleją.
Wsiadłem do pociągu KM relacji Warszawa Wschodnia - Warka na Wschodnim (godz. 11.22) i za godzinę dojechałem do Czachówka Południowego. Od tego miejsca rozpoczęła się właściwa rowerowa wyprawa. Pierwszym dłuższym przystankiem był Czachówek Wschodni. Miałem nadzieję sfotografować stojący tutaj parowóz bezogniowy 1U. Parowóz stał, ale jak się do niego dostać? Teren szczelnie ogrodzony i zadrzewiony. Nikt nic nie wie. Zaczęło się nie najlepiej i tak już poszło dalej.
Zgodnie z mapą, praktycznie do samej Góry Kalwarii prowadzi droga (wzdłuż "esełki"). Na początku asfaltowa, potem gruntowa ... a potem ... okazało się, że im głębiej w las tym mrok coraz większy. W połowie surwiwalowej jazdy przez las zrezygnowałem. Przede mną była rzeka, a teren było coraz bardziej podmokły. Wróciłem do DW683 ... i tak się rozpędziłem, że zamiast skręcić w Cendrowicach w lewo ... dojechałem do DK50. Nie było wyjścia i przez kilka kilometrów przedzierałem się wraz z TIR-ami do Góry Kalwarii. Takich dróg jak DK50 unikam, ale tym razem nie było wyjścia. Ostatnie dwa kilometry zdecydowanie wygrałem z TIR-ami. Nie liczyłem, ale około 100 TIR-ów wyprzedziłem zanim dojechałem do ronda Grójecka/Dominikańska.
Stąd tylko krok do byłych Koszar z 1864 roku. W okresie międzywojennym funkcjonowała tutaj Główna Szkoła Straży Granicznej oraz stacjonował 1 Pułk Artylerii Najcięższej. Przy okazji sprawdziłem, czy sprzęt jeszcze stoi.
Miejsce do którego dotarłem w Górze Kalwarii jest oddalone od mostu kolejowego i od stacji, a to były główne cele mojej wyprawy. Pojechałem ulicami Dominikańska, Pijarską i Kardynała Stefana Wyszyńskiego w kierunku "esełki". Po dotarciu na wiadukt
drogowy nad torami okazało się, że nie tak łatwo stąd zjechać do mostu kolejowego. Postanowiłem więc zawrócić i pojechać do stacji kolejowej Góra Kalwaria. Stacja kolejowa Góra Kalwaria była punktem obowiązkowym mojej rowerowej wyprawy. Kręcąc się po uliczkach dojechałem do stacji na której zrobiłem wiele zdjęć.
Ze stacji wróciłem, jadąc ulicą Władysława Broniewskiego, na ten sam wiadukt. Nie widząc szansy na szybkie dotarcie do mostu, zrezygnowałem z głównego punktu "programu", co wywróciło do góry nogami mój pierwotny plan. Postanowiłem wracać do Warszawy ... przez Jeziorną. To był oczywisty wybór, bo stałem na DW724. Jazda do Jeziornej przez Moczydłów, Brześce, Słomczyn przebiegła bez problemów (średnia około 24 km/h). Z Jeziornej przez Bielawę, Okrzeszyn dotarłem do granicy Warszawy. Dalej ulicami: Wiechy, Rosy, Prętową i Włóki dojechałem do Walu Zawadowskiego. Przez most Siekierkowski i byłem praktycznie w domu.
W sumie przejechałem na rowerze (według wskazań licznika) dystans 68 km. Dużo więcej niż planowałem.
/ zdjęcia z 24 maja 2018 roku /
Planowałem pojechać koleją do Czachówka Południowego, a potem wzdłuż torów "esełki" do Góry Kalwarii, a potem przez most (przez który ... to miało okazać się na miejscu) do Otwocka. Z Otwocka do Witolina albo rowerem, albo koleją.
Wsiadłem do pociągu KM relacji Warszawa Wschodnia - Warka na Wschodnim (godz. 11.22) i za godzinę dojechałem do Czachówka Południowego. Od tego miejsca rozpoczęła się właściwa rowerowa wyprawa. Pierwszym dłuższym przystankiem był Czachówek Wschodni. Miałem nadzieję sfotografować stojący tutaj parowóz bezogniowy 1U. Parowóz stał, ale jak się do niego dostać? Teren szczelnie ogrodzony i zadrzewiony. Nikt nic nie wie. Zaczęło się nie najlepiej i tak już poszło dalej.
Zgodnie z mapą, praktycznie do samej Góry Kalwarii prowadzi droga (wzdłuż "esełki"). Na początku asfaltowa, potem gruntowa ... a potem ... okazało się, że im głębiej w las tym mrok coraz większy. W połowie surwiwalowej jazdy przez las zrezygnowałem. Przede mną była rzeka, a teren było coraz bardziej podmokły. Wróciłem do DW683 ... i tak się rozpędziłem, że zamiast skręcić w Cendrowicach w lewo ... dojechałem do DK50. Nie było wyjścia i przez kilka kilometrów przedzierałem się wraz z TIR-ami do Góry Kalwarii. Takich dróg jak DK50 unikam, ale tym razem nie było wyjścia. Ostatnie dwa kilometry zdecydowanie wygrałem z TIR-ami. Nie liczyłem, ale około 100 TIR-ów wyprzedziłem zanim dojechałem do ronda Grójecka/Dominikańska.
Stąd tylko krok do byłych Koszar z 1864 roku. W okresie międzywojennym funkcjonowała tutaj Główna Szkoła Straży Granicznej oraz stacjonował 1 Pułk Artylerii Najcięższej. Przy okazji sprawdziłem, czy sprzęt jeszcze stoi.
Miejsce do którego dotarłem w Górze Kalwarii jest oddalone od mostu kolejowego i od stacji, a to były główne cele mojej wyprawy. Pojechałem ulicami Dominikańska, Pijarską i Kardynała Stefana Wyszyńskiego w kierunku "esełki". Po dotarciu na wiadukt
drogowy nad torami okazało się, że nie tak łatwo stąd zjechać do mostu kolejowego. Postanowiłem więc zawrócić i pojechać do stacji kolejowej Góra Kalwaria. Stacja kolejowa Góra Kalwaria była punktem obowiązkowym mojej rowerowej wyprawy. Kręcąc się po uliczkach dojechałem do stacji na której zrobiłem wiele zdjęć.
Ze stacji wróciłem, jadąc ulicą Władysława Broniewskiego, na ten sam wiadukt. Nie widząc szansy na szybkie dotarcie do mostu, zrezygnowałem z głównego punktu "programu", co wywróciło do góry nogami mój pierwotny plan. Postanowiłem wracać do Warszawy ... przez Jeziorną. To był oczywisty wybór, bo stałem na DW724. Jazda do Jeziornej przez Moczydłów, Brześce, Słomczyn przebiegła bez problemów (średnia około 24 km/h). Z Jeziornej przez Bielawę, Okrzeszyn dotarłem do granicy Warszawy. Dalej ulicami: Wiechy, Rosy, Prętową i Włóki dojechałem do Walu Zawadowskiego. Przez most Siekierkowski i byłem praktycznie w domu.
W sumie przejechałem na rowerze (według wskazań licznika) dystans 68 km. Dużo więcej niż planowałem.
/ zdjęcia z 24 maja 2018 roku /
Nie ma jak lato. Teraz, w paskudną pogodą, na takie jazdy nie ma chętnych?
OdpowiedzUsuń"Wstąpiłem na działo. I spojrzałem na pole". Działo zdobyte. Rower górą!
OdpowiedzUsuńJazda rowerowa po tym moście kolejowym to widok dość częsty. Gorzej z pociągami
OdpowiedzUsuń